***
Sared otworzył swoje oczy. Był w jakimś budynku. Nie miał pojęcia co się stało. Pamiętał atak Krzewiaków, cios w ramię, właśnie, ramie. Spojrzał na swój bark. Nie miał on żadnej rany, nawet żadnego bandażu. Wstał on z łóżka i wyszedł z pokoju w którym się znajdował. Wyszedł na korytarz, po czym zszedł po schodach. Na parterze stała jakaś kobietę. Odwróciła się po usłyszeniu skrzypienia schodów.
- Oh, obudziłeś się? Jak się czujesz? - odparła kobieta.
- Eeem... - zaciął się Sared, lecz po chwili kontynuował - Dobrze, czuje się dobrze.
- To świetnie, może opowiesz mi co się stało, kochany? - uśmiechnęła się kobieta.
- Ja, em... Ja jestem Sared, a ty? - odpowiedział po chwili namysłu.
- Oh, przepraszam, że się nie przedstawiłam! Jestem Samara. Miło mi cię poznać, Saredzie
- Jeśli mogę wiedzieć, to gdzie właściwie jestem?
- W Irmerned. Coś czuję, że nie jesteś stąd. Czyżbym zgadła? - Samara uśmiechnęła się
- Zgadza się, jestem ze Śródziemia. A dokładnie ze Varen. - odpowiedział lekko niepewny tego, czy może to powiedzieć nieznajomej kobiecie
Samara wytrzeszczyła oczy, po czym dopytała - Z Elsvyr? Jak mogłeś się tu dostać z Elsvyr? Przecież to jest strasznie daleko stąd! - Samara nie mogła uwierzyć w to, co słyszy
Samara wytrzeszczyła oczy, po czym dopytała - Z Elsvyr? Jak mogłeś się tu dostać z Elsvyr? Przecież to jest strasznie daleko stąd! - Samara nie mogła uwierzyć w to, co słyszy
- Czekaj, a... gdzie ja tak właściwie jestem? Nie kojarzę takiej wioski jak Irmerned.
- Heh, nie wiem jak ci to powiedzieć, ale... Witamy w Samotni!